Kiedy więc w końcu trafiły w moje ręce kości nie miałem wyboru: musiałem się wziąć do roboty. Jakie kości? Krowy oczywiście. Przecież nie łosia, Skąd miałbym wziąć łosia? Przecież są pod ochroną i wogóle...
Szczegółowej instrukcji jak zrobić kostkę nie zamieszczę, bo nie wiem, czy wszystko robiłem jak trzeba. Mogę dać kilka rad: prawdą jest, że kości wyjęte przed wystygnięciem wrzątku moga pękać. Wkładanie kości w mrowisko ma sens, jeśli kości są świeże. Jeśli zaczyna zalatywać padliną mrówki nie są tak chętne do wyjadania. Szlifierka może się przydać, ale musi mieć regulację obrotów. Jeśli tarcza za szybko się kręci resztki szpiku topią się pod wpływem ciepła(tarcia) i bryzgają naokoło. Ja miałem samoróbkę z silnika od prali frani, sprawdzała sie idealnie. Pomijam kwestię zapachu. Wogóle najlepiej to robić na świeżym powietrzu. A zapach przypalanych kości jest... wielce nieprzyjemny. Wszystkie najgorsze wizyty u dentysty potrafią odżyć w pamieci. Kilka linków, które mogą się przydać:
http://introbook.info/narzedzia.htm
http://parkslibrarypreservation.wordpress.com/2010/03/02/bones/
http://www.freha.pl/index.php?showtopic=839
"Kostka w pracy podczas tarcia o materiały uzyskuje coraz lepszy poślizg." Zgadza się, ale można to trochę przyśpieszyć polerując. Wystarczy pasta np. lekkościerna Tempo, taka jak do polerowania aluminiowych elementów w motocyklach. Co ciekawe odwrotna strona skóry sprawdza sie lepiej niż filc.
Ostateczny efekt widać na poniższych zdjęciach.
Mam jeszcze dwie piszczele i żuchwe. Nie wiem kiedy i co z nich zrobię. Narazie ta pierwsza kostka wciąż jest najlepsza, chociać staram się jak mogę zachwycić którąś nową...
Spontaniczny konkurs: kto zgadnie która kostka nie jest zrobiona przeze mnie otrzyma kupon na jedną darmową oprawę.